Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Krystyna Mirek: "Kiedy piszę, nie planuję co na obiad i nie sprawdzam facebooka" [Rozmowa NaM]

Małgorzata Stuch
Krystyna Mirek, autorka dwunastu powieści obyczajowych
Krystyna Mirek, autorka dwunastu powieści obyczajowych fot. archiwum pisarki
O pięknym, bardzo różnorodnym i złożonym kobiecym świecie, który jest niewyczerpanym tematem na książki, o planach na przyszłość i o tym dlaczego powieści obyczajowe podnoszą na duchu opowiada Krystyna Mirek, pisarka, autorka 12 powieści obyczajowych

Napisała pani mnóstwo książek. Jak zaczęła się pani przygoda z pisaniem?
Trudno określić czy mnóstwo. Właśnie ukazała się moja dwunasta książka. To nie jest złe tempo, zważywszy, że debiutowałam w 2011 r. Ale moja sytuacja jest szczególna. Do debiutu przygotowywałam się dziesięć lat, intensywnie nad tym pracując, a być może w jakiś sposób przez całe życie. Zaczęłam późno, ale z większą dojrzałością, świadomością tego, co robię i siłą, więc teraz jest mi trochę łatwiej. W przeciwieństwie do wielu pisarzy nie marzyłam o tym w dzieciństwie. Ale zawsze kochałam czytać książki i ta pasja w pewnym momencie poprowadziła mnie dalej, zapragnęłam napisać własną. Jednak od momentu kiedy pojawił się ten pomysł, do rzeczywistego debiutu, minęło ponad dziesięć lat. W tym czasie przygotowywałam się, szukałam pomysłów, próbowałam znaleźć receptę na dobrą książkę. Ten proces wciąż trwa, ciągle próbuję znaleźć tę tajemną recepturę, tylko że teraz pracuję na żywym organizmie, wydając powieści.

Co się należy autorowi po dziesiątej książce? Czy faktycznie okulary jak wspomniała Pani na swoim blogu?
Ta anegdota jest prawdziwa. W dniu premiery dziesiątej książki musiałam kupić okulary, choć to oczywiście nie jedyny skutek. Stałam się pisarką zawodową, to znaczy, że jest to moje pełnoetatowe zajęcie. Współpracuję z wydawcami na stałe, co daje pewne poczucie bezpieczeństwa. Dojść do tego punktu nie było łatwo. Nabieram też wprawy. Słowa powoli stają się coraz bardziej posłuszne, łatwiej mi wyrazić myśli, które chcę przekazać. Ale nie z tego najbardziej się cieszę. Najbardziej jestem dumna z czytelników. Z ich obecności, życzliwości, bliskich często kontaktów, z każdej recenzji, listu, komentarza. To one dają mi ogromną energię, która buduje kolejne książki. Dłuższe, myślę, że lepsze, pisane pod wpływem niekończącego się natchnienia. Ono żyje, karmione życzliwością czytelników.

Praca, książki, blog, rodzina, kot - jak znajduje Pani czas na to wszystko?

Nie znajduję czasu na wszystko. Już dawno się nauczyłam, że to niemożliwe i przestałam nawet próbować, a już na pewno przestałam się frustrować z tego powodu.

Moje życie jest poukładane, to prawda. Jestem w takim punkcie życia, że większość spraw zdążyłam przemyśleć, popełnić swoje błędy i wyciągnąć wnioski. Mam czas na to, co naprawdę ważne. Opieram swój rozkład dnia na liście priorytetów, nie obowiązków. Najpierw to, co najważniejsze. Rodzina, praca, zdrowie. Zwykle nic więcej już się nie mieści. Nie jestem perfekcyjną panią domu. Staram się być szczęśliwą panią domu. To, że spełniam się w wielu rolach i generalnie sobie radzę, bez biegania i pośpiechu, jest skutkiem wprowadzonej przed kilkoma laty generalnej zmiany. Jestem czujnym strażnikiem mojego czasu, nie marnuję go na byle co. Pracuję w sposób skoncentrowany, nie rozpraszam się, wiem, co konkretnie mam do zrobienia. To sprawia, że w krótkim czasie potrafię zrobić więcej niż kiedyś przez tydzień. Nauczyłam się mówić: nie. I coraz łatwiej mi idzie, choć kiedyś próbowałam zadowolić cały świat i nie wyobrażałam sobie, że może być inaczej. Bardzo cenię relacje z bliskimi i czasem zostawiam intensywnie dzwoniące telefony oraz pilne sprawy, by zbudować zamek z klocków lub rozpatrzyć pilną sprawę, czy dana bluzka pasuje do tej akurat spódnicy, jeśli zachodzi taka potrzeba.

Udaje się Pani oddzielić pracę od innych zajęć? Wielu pisarzy ma z tym problem.
Oddzielam pracę od życia prywatnego. Kiedy jestem z dziećmi, zamknięty laptop znajduje się na poddaszu i nie sprawdzam, co tam się dzieje. Z kolei kiedy pracuję, nie planuję, co na obiad, nie sprawdzam facebooka ani nie plotkuję przez telefon (chyba, że ktoś mnie skusi ). Ale to wyjątki. Dbam o zdrowie i kolekcjonuję dobre chwile w życiu. Cieszę się fajnym porankiem, wspólnym śniadaniem, widokiem przez okno, śmiechem dzieci, rozmową z przyjaciółmi, spacerem, listem od Czytelnika, czułością bliskich. Przeżywam te chwile mocno, świadomie, zatrzymuję je w pamięci. To daje siłę do rozprawiania się z problemami. Nie rozpamiętuję przeszłości, choć czasem to niełatwe. Było, minęło - przepadło. Dzięki temu też jest mi łatwiej. I naprawdę lubię ludzi.

Proszę na zdradzić szczegóły "pisarskiej kuchni". Jak powstają Pani książki? Ma Pani określoną fabułę, bohaterów czy to kształtuje się dopiero z chwilą tworzenia powieści?
Potrafię pisać różnymi metodami. Czasem mam gotowy plan, ale bywa, że niesie mnie opowieść. Coraz częściej jednak stawiam na dobre przygotowanie przed rozpoczęciem pracy, co nie oznacza, że w trakcie pisania nie podążam za nowymi pomysłami. Tworzenie powieści to dość tajemnicze zajęcie. Opiera się na pewnych umiejętnościach warsztatowych, ale zawiera w sobie też cząstkę trudno uchwytnej magii. Mam już spore doświadczenie, napisałam dwanaście książek, przeczytałam na ich temat setki opinii, jeżdżę po całej Polsce na spotkania autorskie, ale nadal kiedy nadchodzi premiera kolejnej powieści, nie wiem, jak zostanie odebrana. Czytelnicy czytają ją zawsze wg własnego klucza. Wskazują jako cenne te zdania, których nawet czasem nie pamiętam, wymknęły się gdzieś zgłębi serca podczas pisania, a te, przemyślane, starannie wkomponowane, pomijają. Dlatego, choć wierzę w przepis na bestseller i wciąż go poszukuję, wiem też, że w tej dziedzinie jest troszkę jak miłości. Nie da się wszystkiego przewiedzieć ani zaplanować.

A skąd bierze Pani pomysły na swoje powieści? Czy z życia jak domyślają się czytelnicy?
To jest najłatwiejsza część mojej pracy. Chyba dar wrodzony.

Mam taką niewidzialną antenkę na głowie, która ściąga opowieści.

Wszystko może stać się iskrą, z której rozpali się kolejna fabuła. Gest poprawiania włosów kobiety siedzącej obok mnie w autobusie, przypadkowo usłyszane słowo, muzyka, krajobraz, przeczytana książka, jakiś przedmiot, miejsce. Mam żelazną zasadę, że nie piszę o prawdziwych osobach i nie opisuję wydarzeń, które naprawdę miały miejsce. Ale jednocześnie są one w każdej historii. Fikcyjna fabuła jest koncentratem życia toczącego się wokół mnie. Jest więc jednocześnie niczyja, a jednak odnajduje się w niej wielu czytelników. Mówią potem: to o mnie. Często różnią się od siebie wiekiem, wykształceniem, poglądami, warunkami życia, a jednak odnajdują w tej samej historii.

Tworzy Pani książki obyczajowe dla kobiet. Czy to Pani ulubiony gatunek literacki? Nie chciała Pani napisać np. kryminału czy powieści fantasy?
Wybrałam świadomie gatunek, który uprawiam ze wszystkimi tego konsekwencjami. Wiem, że nigdy nie wygram niektórych konkursów i nie docenią mnie profesorowie z długimi tytułami. Ale też nie na tym mi zależy. Wiele lat temu było mi nieraz w życiu bardzo ciężko, wtedy powieści obyczajowe podniosły mnie na duchu, dodawały sił. Pisząc, w jakimś sensie, spłacam dług. Staram się dać odbiorcy to samo, co kiedyś mnie było tak bardzo potrzebne. Chwilę wytchnienia, odpoczynku, wzajemną wymianę poglądów, dobrą energię, odrobinę relaksu. Dobrze się czuję w tym gatunku. Na razie nie planuję zmian, choć czas może przynieść nowe pomysły.

Wspomniała pani, że teraz Pani zawodem jest pisanie. Da się wyżyć z książek? Jak to wygląda?
Jeśli chodzi o pieniądze z pisania, to działalność ta rządzi się dokładnie takimi samymi prawami jak każda inna praca na własny rachunek. Jednym się udaje osiągać wysokie wyniki, innym średnie, a niektórym żadne. Da się z tego żyć i wielu się to udaje. Ja ciężko i długo pracowałam na status pisarki zawodowej, czyli takiej dla której jest jedyne źródło dochodu. Zrezygnowałam z etatu w szkole po siódmej książce, ale dopiero po dziesiątej poczułam się w miarę pewnie. Choć w tym biznesie nic nie jest na zawsze i historie autorów różnią się. Znam przypadki, kiedy wielki sukces przyszedł już po debiucie lub nie pojawił się wcale nawet po wielu latach obecności w branży. To skomplikowana sprawa. Musi się złożyć wiele elementów, żeby się przebić na bardzo mocno zapełnionym rynku, na który wciąż napływają nowe nazwiska i tytuły.

Przygotowując II wydanie „Promu do Kopenhagi” , swojego powieściowego debiutu, wspomniała Pani, że dziś tę książkę by zmieniła. Czy często zdarza się Pani myśleć o zmianach już po wydaniu powieści?

Każdą książkę piszę, wkładając w nią maksimum swoich możliwości. Staram się, najlepiej jak potrafię, by dać czytelnikom coś dobrego. Nie chodzi mi tylko o opowieść, ale też emocje, dobrą energię i życiowe obserwacje. Ale ponieważ wciąż nad tym pracuję, zmieniam się. Z czasem widzę i rozumiem coraz więcej. Dlatego dzisiaj już bym inaczej napisała pierwszą książkę i pewnie każdą inną. Ale jedno jest stałe. Przesłanie, myśl, emocje. W tej dziedzinie nic się nie zmieniło. Wciąż wierzę w to, co napisałam w swojej pierwszej powieści i każdej kolejnej.

„Rodzinne sekrety” wydane przez Filię, to pierwsza książka Pani autorstwa, którą przeczytałam. Świetnie opisuje Pani w niej Kraków. Dlaczego Kraków i jaką część miasta Pani opisała?
Kraków to dla mnie miasto szczególne. Nie urodziłam się tutaj, ale spędziłam piękne chwile w czasie studiów i zawsze marzyłam, by do tego miasta powrócić. To się po części udało. Mieszkam teraz tuż obok. Akcja moich powieści zawsze dzieje się gdzieś w okolicy. Poruszam się po znajomych wszystkim miejscach, ale to nie są konkretne ulice. Czytelnik może je sobie wyobrazić po swojemu.

Stworzone przez Panią postacie Anieli i Maryli mają swoje odpowiedniki w realu? A może mają w sobie coś z Pani...?
Bezpośrednio nie. Starannie unikam łączenia świata prywatnego z zawodowym. Nie wykorzystuję anegdotek z życia dzieci, własnych doświadczeń ani zasłyszanych historii. Ale i tak wszystko to przenika do książek. Z życia, które toczy się wokół mnie, z setek rozmów, wielu lat pracy z ludźmi, własnych licznych doświadczeń, mnóstwa przeczytanych książek i wysłuchanych opowieści wyciągam esencję. Nie ma w świecie realnym tej Maryli z książki, a jednocześnie jest nią tak wiele kobiet. Żadna z bohaterek nie jest mną, ale w jakiś sposób jest nią każda. Rozumiem ich emocje i kibicuję, także tym, które błądzą, mylą się. Każdy z nas bowiem czasem ma takie momenty w życiu.

O czym jest pani ostatnia książka ?
Nieustająco o tym samym. O miłości, relacjach, poszukiwaniu recepty na szczęście, pokonywaniu trudności. O całym pięknym bardzo różnorodnym i złożonym kobiecym świecie, który jest niewyczerpanym tematem na książki. Opowiada historię dwojga ludzi z odmiennych światów. Młodej kobiety zmagającej się z długami ojca alkoholika i pewnego zamożnego właściciela restauracji mieszczącej się w centrum Krakowa. Przypadkowe spotkanie przyniesie wiele komplikacji w ich życiu, ale czy da im szczęście? To się dopiero okaże. Powieść ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak. To spora zmiana w moim życiu zawodowym i ważna książka. Znów w napięciu czekam, jak zostanie odebrana przez czytelników.

Ma Pani rady dla początkujących pisarek, które chciałyby pisać powieści obyczajowe?
Myślę, że najważniejsze to nie podążać za skrajnymi teoriami. A takie krążą na rynku. Jedna jest pesymistyczna. Mówi, że z tego nie da się żyć, wydawcy nie czytają tekstów debiutantów, nie można się przebić bez znajomości itp. To nieprawda. Każdy autor kiedyś zaczynał, a wydawcy nieustająco poszukują kolejnych dobrych książek. Druga opcja to przesadny optymizm i wygórowane oczekiwania. Ktoś wyda swoją książkę- naprawdę nie jest to trudne przy takiej ilości wydawców - i liczy na to, że jego życie od razu się odmieni. Zarobi mnóstwo pieniędzy i zyska sławę. Czasem tak jest, ale rzadko. Zwykle sukces jest owocem pracy, dobrego warsztatu, wytrwałości, znajomości zasad rynkowych, dojrzałości emocjonalnej, mądrości życiowej, pomysłu na siebie i swoją twórczość, umiejętności budowania relacji, podejmowania odważnych, ale mądrych decyzji, stałego doskonalenia. Jak w każdej pracy.

A jakim twórcą powieści obyczajowych chciałaby Pani być?
Przeczytałam już tak wiele książek, że mistrzów jest sporo. Pierwsi pojawili się w dzieciństwie, to wyjątkowi autorzy baśni: Hans Christian Andersen, bracia Grimm, Astrid Lindgren, potem Aleksander Dumas, Karol Dickens, Małgorzata Musierowicz, a w czasie studiów polonistycznych - Adam Mickiewicz, Ryszard Kapuściński, K.I. Gałczyński. Z czasem dochodziły kolejne nazwiska. Cały czas czytałam też literaturę popularną. Polecam książki Magdaleny Kordel, Anny Ficner - Ogonowskiej, Magdaleny Witkiewicz, Gabrieli Gargaś, Mirosławy Karety... Dziękuję za zaproszenie do rozmowy i pozdrawiam serdecznie wszystkich swoich czytelników.

***
„Większy kawałek nieba” to ostatnia powieść pisarki. Opowiada o kobiecie i mężczyźnie, którzy żyją w odmiennych światach...Ona dobrze rozumie, co to znaczy nie mieć wsparcia rodziny ani pieniędzy. Ale potrafi jednak cieszyć się życiem. On jest mężczyzną po przejściach, który postanawia otworzyć nowy rozdział w życiu .


od 12 lat
Wideo

Stellan Skarsgård o filmie Diuna: Część 2

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto