Ostatni dzień Open'era to oczekiwanie na wielkie zakończenie - występ Bruno Marsa. Wydarzeniem miał być również pierwszy, po rocznej przerwie, koncert Dawida Podsiadło. Wcześniej, na Alter Stage mogliśmy posłuchać Kolumbijczyków - Bomba Estereo, a na Tent Stage Bass Astral.
Plus: Bruno Mars
Największe wydarzenie tegorocznego Open'era. Bruno Mars zgarnął ostatnio sześć statuetek Grammy, a teraz szturmem podbija kolejne festiwale. W Gdyni zobaczyliśmy show, jakiego na Open'erze jeszcze nie było. Usłyszeliśmy m.in. energetyczne "Treasure", spokojne "Marry You" czy zagrany na sam koniec "Uptown Funk". Nie zabrakło też "Locked Out Of Heaven". Był również zespół taneczny (tańczący razem z Bruno Marsem), fajerwerki, confetti, a także ogień na scenie.
Specjalnie na występ Petra Gene Hernandeza zainstalowano dodatkowe oświetlenie i lasery. Wszystko po to, by stworzyć wielką imprezę - w amerykańskim stylu. Udało się w stu procentach. Już po pierwszym utworze "Finesse" publiczność zaczęła tańczyć. Potem, dyrygowana przez Bruno Marsa, śpiewała, skakała i tańczyła. "24K Magic World Tour" to prawdopodobnie jedna z najlepszych tras koncertowych ostatnich lat. Świetny występ na zakończenie Open'era. Oby więcej tego typu wydarzeń.
Minus: Tłumy
Open'er wyprzedał się w całości. Podobno ostatniego dnia było aż 70 tys. ludzi. Tłumy były aż nadto widoczne. W godzinach szczytu (od godz. 20) nie można było się dopchać do food trucków czy toalet. Co ciekawe, w poprzednie dni - mimo teoretycznie podobnej frekwencji - takich problemów nie było. Wtedy można (z całą pewnością) chwalić doskonałą organizację i dostosowanie wszystkiego do potrzeb publiczności. W sobotę było inaczej. Być może dodatkowym "zastrzykiem" publiczności były karnety weekendowe (piątek, sobota), a także wielka gwiazda - Bruno Mars. Tak czy inaczej, organizatorzy muszą się zastanowić nad zwiększeniem liczby miejsc z gastronomią i toaletami lub nad zmniejszeniem festiwalu.
Zaskoczenie: Dawid Podsiadło
Podsiało wraca po ponad rocznej przerwie. Wydawało się, że główna scena Open'era tuż przed godziną 20 (w czwartek o tej porze grał Nick Cave) to najlepsze, co polskiego wokalistę może spotkać. Koncert był świetnie przygotowany od strony muzycznej i wizualnej. Dopisała również publiczność.
Sam Dawid Podsiadło początkowo wyglądał na bardzo spiętego. Koncert nie układał się po jego myśli. W "Trójkątach i Kwadratach" zapomniał tekstu, zagrał też prawie 10-minutowy utwór elektroniczny (grał w nim na gitarze), który znudził publiczność. Z czasem jednak nieco się rozkręcił. Zaczęło się od ciekawego coveru utworu "Bóg" zespołu T.Love. Potem był niezwykle energetyczny "Małomiasteczkowy" i równie mocny (zagrany w nowej aranżacji) "W Dobrą Stronę". Koncert zakończył się po godzinie, nie było bisów. Powrót Dawida Podsiało na pewno był wydarzeniem. Widać jednak, że brakuje mu obycia scenicznego po dłuższej przerwie.
Filip Chajzer o MBTM
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?