Kontrowersyjne przetasowania w radzie miejskiej

Radni Wspólnoty Samorządowej stracili wczoraj eksponowane stanowiska wbrzeskiej radzie miejskiej. Osobami, które samorządowcy z PiS i PO przeznaczyli "do odstrzału", jak nazwał to jeden z radnych, byli: Maria Kucia - przewodnicząca komisji ds. rodziny, Lech Pikuła - przewodniczący komisji gospodarki komunalnej i wiceprzewodniczący RM - Tadeusz Pasierb.

Przewodniczący rady Franciszek Brzyk wyjaśniał, że PiS i PO widzą konieczność zmian z kilku powodów. - Koledzy ze Wspólnoty Samorządowej nie chcą z nami współpracować - twierdził. - Poza tym chcemy skłonić do pewnych przemyśleń burmistrza, nakłonić go na przykład do długo oczekiwanych zmian w strukturze organizacyjnej Urzędu Miejskiego. W przygotowanym na okoliczność odwołań wspólnym stanowisku podpisanym przez radnych z PO i PiS znajdują się zarzuty mówiące oniewywiązywaniu się z obowiązków i o bezzasadnym atakowaniu ich przez kolegów ze WS. - Nie mam sobie nic do zarzucenia - mówiła Maria Kucia. - Pracowałam najlepiej jak potrafiłam. Podejrzewam, że zmiany mają tylko jeden cel, aby przejąć całą władzę w radzie. Lech Pikuła twierdzi, że jest to, nie pierwsze zresztą, złamanie umowy koalicyjnej podpisanej między PO, PiS i WS. - To polityczne zagrywki spowodowane tym, że nie akceptujemy niedemokratycznego sposobu rządzenia. Ale niech koalicjanci tak bardzo się nie cieszą, bosątodziałania nakrótką metę. Mamy głosy z grupy radnych rządzących, że niektórzy z nich już zmuszani są do głosowania wbrew swoim sumieniom. Zapowiedział skargę do wojewody napodjęcie uchwał znaruszeniem prawa. Radny Stanisław Milewski kwituje sprawę krótko. - Radni z grupy rządzącej ciągle zapominają, że mają tylko jeden głos przewagi. A to naprawdę niewiele. Układ sił w radzie nie ulegnie żadnym zmianom. A odwołania nie spowodują na pewno oczekiwanego oczyszczenia atmosfery.