Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Albert Rude: Straciliśmy dwa punkty

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Nie mógł być zadowolony po meczu w Rzeszowie trener Wisły Kraków Albert Rude. Jego zespół strzelił co prawda gola na 1:0 w doliczonym czasie gry, ale też szybko stracił to prowadzenie. A remis dla „Białej Gwiazdy” był w tym meczu tak naprawdę jak porażka.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Zobaczyliśmy klasyczny mecz końcowej części sezonu. Zagraliśmy z drużyną, która walczy o utrzymanie, która jest w trudnej pozycji. W pierwszej połowie rywale dawali z siebie wszystko. Byli cały czas przed nami o jeden krok. Wygrywali każdy pojedynek, każdą piłkę. Dali z siebie tysiąc procent. W drugiej połowie opadli z sił. Przejęliśmy kontrolę nad meczem. Mieliśmy swoje okazje, dochodziliśmy do sytuacji podbramkowych. W końcu strzeliliśmy gola, ale powinniśmy zakończyć to lepiej, powinniśmy utrzymać to prowadzenie. Można powiedzieć, że straciliśmy dwa punkty – powiedział na początek pomeczowej konferencji Albert Rude.

Na sugestię, że Wisła choć długo utrzymywała się przy piłce, to grała za wolno, żeby zaskoczyć rywala, trener „Białej Gwiazdy” odparł: - To oczywiście zależy zawsze od tego, na co pozwala nam przeciwnik. My zazwyczaj przesuwając piłkę, przesuwamy też rywala. Szukaliśmy przestrzeni, ale rywal bardzo dobrze zamykał środek boiska, więc szukaliśmy tych przestrzeni na bokach. Myślę, że najwięcej okazji stwarzaliśmy sobie po akcjach bokami, gdy wygrywaliśmy w sytuacjach jeden na jeden. Atakowaliśmy przestrzenie za plecami obrońców. Bramka, jaką strzeliliśmy, padła właśnie po takiej akcji.

Padło pytanie o Davida Juncę, czyli dlaczego został zmieniony? Rude odpowiedział: - To była zmiana prewencyjna. Mówiliśmy przed meczem, że to mogło być 60 minut, było 65. Musimy mu pomagać spokojnie odbudowywać jego formę.

Znów pierwsza połowa w wykonaniu wiślaków była słabsza od drugiej. Zapytany skąd się to bierze i czy nie można tego poprawić, trener Wisły powiedział: - To prawda, że grając tak dużo meczów w takim krótkim czasie można być zmęczonym. Bardzo trudno utrzymywać do końca koncentrację. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę sposób, w jaki gramy. Staraliśmy się dać z siebie sto procent, ale rywal był bardzo zmobilizowany w pierwszej połowie. Grali w domu, bronią się przed spadkiem. Byli krok przed nami, wygrywali drugie piłki, pojedynki w ofensywie i obronie. Sprawili, że to był dla nas bardzo trudny mecz w pierwszej części. Próbowaliśmy, ale zatrzymywali nasze ataki, zamykali przestrzenie, gdzie mogliśmy posyłać piłkę. Wiedziałem, że to będzie niemożliwe, żeby wytrzymali taki poziom zaangażowania i że pewne przestrzenie muszą się w końcu otworzyć. I musieliśmy po prostu wykorzystać te przestrzenie. W końcówce meczu to wykorzystaliśmy, ale powinniśmy to lepiej zamknąć.

Rude wpuścił na boisko w miejsce wspomnianego wcześniej Junki, Jakuba Krzyżanowskiego, a to zawodnik, który musi jeszcze uczyć się gry obronnej. I miał duże problemy z Kelechukwu Ibe-Tortim. Jak tłumaczył tę zmianę Rude? Oddajmy mu głos: - To kwestia profilu piłkarza. W tamtym momencie było 0:0. Potrzebowaliśmy zawodnika, który ma więcej atutów w ofensywie, bo chcieliśmy wygrać. Dlatego wybraliśmy Krzyżanowskiego.

Trener Wisły ciepło wypowiadał się na temat innego młodego gracza Wisły, Patryka Gogóła. Zapytany o niego, powiedział: - Byłem zadowolony z Gogóła w okresie przygotowawczym. Widzę tego chłopaka nieco wyżej na boisku. Potrafi zamykać pole karne, jest bardzo dobry w grze jeden na jeden, ma dobry strzał. Ma też dobre ostatnie podanie. Uważamy, że rywalizacja w ofensywnych formacjach cały czas wzrasta, co jest bardzo dobre dla drużyny.

Rafał Ulatowski: Ten remis daje nam mentalnego kopa

Z remisu z Wisłą zadowolony był trener Resovii Rafał Ulatowski, który powiedział: - Byliśmy bardzo zdeterminowani do tego, żeby zagrać dobry mecz. Chcę powiedzieć, że GKS Tychy to był przełom w naszym graniu w rundzie wiosennej i gdyby ten mecz zakończył się wynikiem 0:1, to pewnie płakalibyśmy jak bobry i bylibyśmy bardzo rozczarowani, bo uważam, że oddaliśmy wszystko, co mieliśmy dzisiaj. Patrząc na krótki okres regeneracji po przyjeździe z Tychów, to nawet nie 72 godziny dzieliły oba mecze, bo wróciliśmy późno wieczorem, a faktycznie w nocy, a dzisiaj musieliśmy przystąpić do kolejnego meczu. Nagrodą za dobry występ w Tychach była ta sama wyjściowa jedenastka, która wygrała mecz i dzisiaj rozpoczęła od początku. Mieliśmy swój pomysł, mieliśmy swój plan, realizowaliśmy go konsekwentnie. Może nie kreowaliśmy mnóstwa sytuacji, ale przynajmniej postawiliśmy się Wiśle. Nie broniliśmy się kurczowo na własnej połowie. Nie chcieliśmy tylko chronić pola karnego, tylko chcieliśmy podejść wyżej. Mieliśmy Maćka Górskiego, Adriana Łyszczarza, Bartka Wasiluka i Marcina Urynowicza, którzy byli oddelegowani do tego, żeby w zarodku akcje Wisły już na własnej połowie przerywać. I to się bardzo udawało w pierwszej połowie. Do tego dobra gra skrzydłowych, Bartka Eizencharta i Keliego powodowała to, że utrzymywaliśmy się długo przy piłce. Praktycznie też na połowie Wisły.

Druga połowa, myślę, że tutaj zmiany, których dokonał trener, szczególnie ten zawodnik na prawym skrzydle, Baena dał nam mocno się we znaki. Do tej pory grał jako lewoskrzydłowy, dzisiaj wszedł na prawą stronę i dużo pracy miał Bartek i „Miki” z nim, ale cieszymy się, że do tej ostatniej minuty było takie 0:0. Myślę, że też mieliśmy swoją jedną sytuację. Gdyby Keli przy wyniku 0:0 w polu karnym podawał po ziemi do Maćka Górskiego, a nie górą czy oddawał strzał. Później stały fragment gry Bartka Ciepieli, gdy Mati Bondarenko miał piłkę na podeszwie, żeby ją skierować do siatki. Takie wymęczone 1:0 byłoby na pewno szczęściem dla nas olbrzymim, ale z drugiej strony nie zapominajmy, że straciliśmy bramkę na 0:1 w końcówce meczu, w 91 minucie. Mogło być zupełnie różnie, ale był upór, konsekwencja. Chcemy mówić o resoviackim charakterze, to dziękuję chłopakom za to, co dzisiaj pokazali w doliczonym czasie gry, że nie spuścili głów, że jedna końcowa akcja Keliego i zagranie do Maćka Górskiego, który pracował za dwóch, za trzech napastników. Pociągnął robotę do przodu i jeszcze w końcówce postawił kropkę nad małym „i”, czyli tym remisem dla nas, który uważam, że daje nam po raz drugi z rzędu bardzo mocnego, takiego mentalnego kopa, wsparcie dla nas, że się nie poddajemy, że walczymy do końca, że jesteśmy trochę innym zespołem niż byliśmy dwie, trzy, cztery kolejki temu. Chwała dla zawodników, chwała dla sztabu, dla wszystkich, którzy nam dobrze życzą. Cieszę się, bo punkt jest lepszy niż zero punktów.

Na pytanie czy Resovia słabiej wyglądała w drugiej połowie, bo opadła z sił, Ulatowski odpowiedział: - Tak jak powiedziałem wcześniej, myślę, że ten Baena dał nam się we znaki. Myślę, że on bardzo mocno napędzał akcje ofensywne Wisły. Wisła była konkretniejsza, Wisła powodowała to, że „Miki” i „Eizi” musieli skupiać się na nim. Później wprowadziliśmy Gracjana Jarocha za Bartka Eizencharta, żeby dał przeciwwagę. Też, żeby ten rodzinny pojedynek był rozstrzygnięty na naszą korzyść. Jaroch kontra Jaroch. Ten wiślacki Bartek i nasz Gracek. No i też opadliśmy z sił. Tak jak mówiłem, zdecydowaliśmy się na małą liczbę zmian, bo mieliśmy przede wszystkim młodzieżowców. Głośno tutaj mówię dlaczego zdjęliśmy Bartka Wasiluka, kapitana zespołu. Żółta kartka i ta druga, która była pomarańczowa. Myślę, że nie było pierwszej, ale tę drugą sędzia mógł dać pomarańczową. Dlatego taka decyzja. Niepopularna w szatni, bo Bartek wyrósł na takiego lidera w szatni, kapitana tego zespołu i trudno było mu zakomunikować w przerwie, że musi zejść ze względu na to, że każdy kolejny faul będzie się wiązał z być może drugą żółtą kartką i osłabieniem zespołu, a tego chcieliśmy uniknąć, bo jedenastu na jedenastu przeciwstawiliśmy się Wiśle. Zablokowaliśmy przede wszystkim środkowy sektor boiska. Wisła mogła szukać tylko akcji oskrzydlających, a dopóki nie było Baeny na boisku, to mecz toczył się pod nasze dyktando w pierwszej połowie. A później Baena to odmienił, bardzo dużo wniósł dobrego.

Padło też pytanie czy trener Resovii uczulał swoich zawodników, żeby zwrócili szczególną uwagę na dwójkę środkowych pomocników Wisły Marca Carbo i Kacpra Dudę. Ulatowski przyznał, że tak właśnie było: - Tak chcieliśmy wyłączyć Carbo i Dudę. Stąd zadanie Adiego Łyszczarza i Marcina Urynowicza zdawało 110 procent planu, bo wiedzieliśmy, że ta dwójka to są motory napędowe środkowego sektora boiska i oni będą chcieli kreować grę. Wiele zespołów, grając z Wisłą, obniża swoje ustawienie. Kurczowo broni się na 25-30 metrze, a wiemy, że przy takich umiejętnościach indywidualnych zawodników krakowskich, do tego przy bardzo dobrej murawie tutaj na stadionie miejskim, to są warunki stworzone do tego, żeby być w ataku pozycyjnym. Chcieliśmy się temu przeciwstawić. Uważam, że dopóki mieliśmy jeszcze swoje siły, to gra wyglądała bardzo przyjemnie z naszego punktu widzenia. Natomiast druga połowa to też nie jest tak, że Wisła nas zepchnęła do kurczowej obrony, ale była też konkretna. Tutaj Braniu Pindroch też miał ze dwie, trzy dobre interwencje, pokazujące, że też jest mocnym punktem w dzisiejszym spotkaniu naszego zespołu. I tak jak mówię, przy porażce byśmy płakali, przy zwycięstwie radowali, a remis jest takim wynikiem, który daje nam cały czas nadzieję na to, że w kolejnych meczach też będziemy punktować.

Kolejny mecz Resovia zagra z Arką Gdynia. Na pytanie czy taktyka na ten mecz będzie podobna jak na Wisłę, trener rzeszowian odpowiedział: - Oczywiście, że tak. Sama pozycja Arki w tabeli, same ich dokonania na przestrzeni ostatnich kolejek. Zwycięstwo 2:0 z Wisłą Płock, remis 2:2 na Motorze Lublin, wcześniej z Chrobrym Głogów zwycięstwo 2:1, z Odrą Opole 2:2. Z tym, że uważam, że jeżeli Wojtek Łobodziński oglądał nasze mecze, to będzie inaczej podchodził do tego niż to, co widział po Górniku Łęczna, po Stali Rzeszów czy po wcześniejszych naszych dokonaniach. Myślę, że urodziło się coś fajnego w zespole. Jest duch walki, duch mobilizacji. Duch tego, żeby za wszelką cenę grać w przyszłym roku w I lidze. Sami mamy w dalszym ciągu los w swoich rękach. Jak będziemy punktować, wygrywać, to będziemy się przesuwać w górę tabeli.

Dodał też: - Zespół żąda tego. To nie jest tak, że ja sobie myślę, tylko patrząc na chłopaków, to widać w ich oczach żar. Widać w ich oczach, że oni chcą być zespołem, który nie tylko się kurczowo broni, ale też atakuje i ma swój plan. Który potrafi przeciwstawić się przeciwnikowi mądrą organizacją gry. Niekoniecznie w niskiej obronie, ale w takiej średniej czy nawet wysokiej. Blokowanie otwarć przeciwnika. Tutaj nie chcę mówić o dossier czy kuluarach, bo wszyscy też oglądają nasze mecze i cieszę się na spotkanie z „Łobo”, bo to jest mój były piłkarz. W Zagłębiu Lubin mieliśmy przyjemność współpracy. Cenię go. Cieszę się, że poszedł w tę stronę. To absolutnie nie tak, że mistrz i uczeń, tylko fajnie widzieć po drugiej stronie na ławce trenerskiej swojego byłego zawodnika. Miał sukcesy w Miedzi Legnica, teraz prawdopodobnie awans z Arką Gdynia do ekstraklasy. Czyli widać, że urodził się też pod dobrą trenerską gwiazdą.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Albert Rude: Straciliśmy dwa punkty - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto